niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 1. Chemia

            Długo przekonywałam samą siebie, że jestem na tyle pewną siebie i niezależną kobietą, że samotny wypad do pubu absolutnie nie czynił mnie desperatką, wręcz przeciwnie. Nie potrzebowałam mężczyzny, by dobrze się bawić. Nie zabiera się drzewa do lasu, no nie? Poprawiłam koszulkę z niepokojąco dużym dekoltem i wciągnęłam brzuch. To miał być mój wieczór. Tak naprawdę do tego wszystkiego namówił mnie mój internetowy przyjaciel – Rutger, aczkolwiek nie mam stuprocentowej pewności, że właśnie to miał na myśli. Mówimy tu o mojej wątpliwej zdolności porozumiewania się w języku niemieckim. Równie dobrze mógł mnie ostrzegać przed tym, że skończę jako stara panna, zapijająca swoje żale w pubie. W samotności. Im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej byłam pewna, że dokładnie to próbował mi przekazać. Chciałam się wycofać, ale było już zdecydowanie za późno. Jeden shot na dodanie śmiałości i drugi w razie gdyby ten pierwszy nie wystarczył.
Czułam się cholernie niezręcznie, więc na dobrych dziesięć minut zabarykadowałam się w łazience. Mięli tam najgorsze oświetlenie na świecie. Już pominę fakt, że lustro znajdowało się tuż nad toaletą, bo nie to było najgorsze. Zawsze wiedziałam, że najkorzystniej wyglądam w całkowitych ciemnościach, no ale to oczojebne światło sprawiło, że każdy, nawet najmniejszy mankament mojej twarzy stawał się boleśnie uwidoczniony. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że pod moimi oczami widniało coś na kształt prekursora pierwszych zmarszczek. Nie miałam też pojęcia o tych kilku bliznach po trądziku. Coś strasznego. Obraz nędzy i rozpaczy. Zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy na co dzień wyglądałam aż tak tragicznie. Pewnie tak, ale aż do końca mojej marnej egzystencji będę przekonywać samą siebie, że to kwestia felernych żarówek. Żarówki totalnie zrujnowały mi samoocenę. Przypudrowałam nosek, poprawiłam włosy, próbowałam eksperymentować z korektorem, nałożyłam na usta krwiście czerwoną szminkę i pewnie nadal bezskutecznie próbowałabym dokonać cudu, gdyby ktoś nie zaczął tak głośno dobijać się do ubikacji. Jakiś kretyn pewnie chciał się oddać publicznej defekacji, akurat kiedy ważyły się losy mojej pewności siebie, która naturalnie gdzieś się ulotniła, ale nie mogłam pozwolić na to, żeby jedno jedyne lustro, które pokazało coś czego żadne inne do tej pory nie ośmieliło się pokazać, zadecydowało o powodzeniu mojej misji. Dałam sobie słowo. Łatwo łamię tego typu obietnice, ale tym razem miało być inaczej.
            Na szczęście w samym barze było dosyć ciemno. Na pewno nie było widać nawet moich piegów. Zresztą te na jesień i tak robią się mniej wyraźne.
            I wtedy go zobaczyłam. Wysoki i piękny. 10/10 would bang. Nie mogłam jednak wyjść na desperatkę, która podrywa facetów w pubie, zwłaszcza, że był tam z kumplami, musiałam więc zarzucić przynętę. Maksymalnie naciągnęłam bluzkę, żeby jeszcze bardziej wyeksponować dekolt. Wzięłam kilka głębokich wdechów i stanęłam obok jednego z jego kumpli.
            Zerkałam na niego ukradkiem, sącząc drinka. Wiedziałam, że nie zostało mi dużo czasu, bo miałam strasznie słaby łeb. Obiekt mojego zainteresowania miał obłędną linię szczęki, serio, w życiu nie widziałam tak silnie zarysowanego, trójkątnego, cholernie męskiego kształt twarzy, którą dodatkowo zdobił kilkudniowy zarost. Był szatynem, więc spełniał podstawowe kryterium. Miał nieco dłuższe włosy, zaczesane na prawą stronę i w lekkim nieładzie. Dokładnie takie jak lubię. Nie miał monobrwi i w ogóle jego brwi nie były specjalnie krzaczaste. Kolejny plus. Dobra, był totalnie spoza mojej ligi, nawet jeśli wmawiałam sobie co innego. Skoro dotarło już do mnie, że w życiu nie przyprowadzę do domu czegoś takiego, postanowiłam, że przynajmniej uwiecznię jego piękną facjatę na zdjęciu. Mogłabym się nią pochwalić Rutgerowi, mojej siostrze, sąsiadowi i Bóg jeden wie komu jeszcze. Pech chciał, że akurat kiedy ustawiałam zooma, zorientowałam się, że koleś patrzył prosto na mnie. Próbowałam ukryć dowód zbrodni, ale był za blisko, żeby mogło mi to ujść płazem.
            - Czy ty właśnie zrobiłaś mi zdjęcie?
            - Nie – pokręciłam przecząco głową, patrząc na niego jak na idiotę. Nieprzyzwoicie pięknego idiotę, którego głos dosłownie ociekał seksapilem. Nie tylko głos zresztą.
            - Pokaż telefon.
            - Nie mogę złapać zasięgu – wybąkałam, wymachując komórką na różnych wysokościach, żeby uwiarygodnić nieco moją wersję wydarzeń. Marny ze mnie paparazzo.
            - No pokaż!
            - Ups – pisnęłam, z premedytacją wciskając czerwoną słuchawkę. – Rozładował się. Pożyczysz mi swoją komórkę? Zadzwonię do ojca, to znaczy po taksówkę.
            - Już wychodzisz? – zmarszczył brwi, przeczesując włosy palcami. – Może czegoś się napijesz? Piwa z sokiem? Wódki żurawinowej?
            - Wow, no naprawdę. No to pojechałeś po stereotypach.
            - Zawsze możesz się jeszcze skompromitować, dotrzymując nam towarzystwa – wyszczerzył się arogancko, gestem ręki zachęcając, bym przysiadła się do jego znajomych, po czym zamówił następną kolejkę. Jeśli chodzi o tego typu wyzwania, to zawsze się ich podejmuję, choć jeszcze nigdy nie wyszłam na tym dobrze. Dostawiał się do mnie któryś z jego kolegów. Ogólnie usiadł bardzo blisko i wpatrywał się we mnie jak w obrazek. Dosyć trudno było to ignorować, ale byłam twarda. Musiałam zachowywać pozory trzeźwości.
            Przedstawili mi się. To znaczy on mi wszystkich przedstawił, ale zdołałam zapamiętać tylko imię, które padło jako pierwsze. Conor. Seksowna bestia miała na imię Conor.
            - Dziwne – mruknął nagle, uważnie mi się przyglądając. – Nie wyglądasz na stalkera, Emmo.
            - Nie jestem żadnym stalkerem, nie schlebiaj sobie – odparłam oburzona, krzyżując ręce na piersi. Miałam się zachowywać jak wyzwolona kobieta, nie jak psychopata, cykający ludziom zdjęcia z zaskoczenia. Obcym ludziom, co warto podkreślić. – Pożyczysz mi ten telefon?
            - Pod warunkiem, że zapiszesz swój numer – wyciągnął komórkę z kieszeni i postawił ją na stoliku, ale kiedy chciałam po nią sięgnąć, stanowczo ją przytrzymał.
            - Jaaaaaaaaaaaasne – przytaknęłam. Wpisałam losowy ciąg cyfr i zapisałam go w kontaktach jako „stalker”. Nie wiedziałam, że chłopak się wycwani. Odebrał mi swą własność i próbował się dodzwonić do ów stalkera. Odebrała jakaś starsza pani.
            - Nie jestem aż tak głupi. Grasz niedostępną?
            - No przestań. Jestem przerażająco łatwa.
            Teatralnie przewróciłam oczami, ale w końcu dałam mu swój numer. Totalnie wszystko zrujnował. To miała być jednonocna przygoda, a teraz nie dość, że mógł się ze mną skontaktować w każdej chwili, to co gorsza nawet nie zanosiło się na żaden seks.
            Po pierwszej kolejce dałam mu swój numer. Po drugiej sprawdzałam jego kolor oczu, każąc mu się ustawić w odpowiednim świetle. Były porażająco zielone. Całkowicie i niezaprzeczalnie dotykałam jego mordki, próbując go odpowiednio ustawić. Taki rodzaj kontaktu na linii moja ręka – jego ciało musiał mi w zupełności wystarczyć.  Po trzeciej zrobiło mi się dziwnie gorąco, a po czwartej zaczęłam rzucać jakieś dziwne aluzje. Nie pamiętam drogi do łazienki, a z tego co się tam działo kojarzę tylko jakieś urywki. Opierałam jedną ze ścian i po przyciągnięciu go do siebie, pozwoliłam, żeby wpił się w moje usta. To było takie proste. Wystarczył dekolt i czerwona szminka. Marnowałam się na tych studiach. Miałam potencjał do zostania zawodową zdzirą. Wszystko było w najlepszym porządku, to znaczy on obejmował mnie na wysokości bioder, całował bardzo przyzwoicie i podejrzanie zachłannie, ja badałam jego muskulaturę przez tę jego białą, przylegającą koszulkę, ale wtedy wszystko zepsułam, zerkając w prawą stronę.
            - To cholerne lustro mnie prześladuje – jęknęłam gdzieś w przerwie pomiędzy kolejnymi pocałunkami. Kilkakrotnie próbowaliśmy zmienić swoją lokację, aż w końcu nastąpił ogromny huk. Nie wiem czego próbowaliśmy dokonać akurat w tym momencie, w każdym razie rozwaliliśmy podpórkę dla niepełnosprawnych. Oboje uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli w tym momencie opuścimy to miejsce.
            Przenieśliśmy się do niego. Całe szczęście mieszkał niedaleko, bo w tak niewygodnych szpilkach i tak ledwo dokuśtykałam się do celu. Okazało się, że razem z kumplami wynajmował mieszkanie. No, lepiej nie mogłam trafić. Spotkanie potencjalnych teściów o poranków mogłoby całkiem zrujnować całą koncepcję.
            - Wiek?
            - 22. Ty?
`           - 20. Choroby weneryczne?
            - Nie.
            - Zastraszająco duża ilość partnerek seksualnych?
            - Nie.
            - Dobrze. Jeden warunek. Żadnego przytulania.
            Zdjęłam swoją bluzkę, a później w pośpiechu pozbyłam się górnej części jego odzienia. Odpaliłam telefon i zrobiłam nam zdjęcie. Takie dosyć odważne zdjęcie. Miałam nadzieję, że i tego nie zauważy.
            - Co do… co ty masz z tym robieniem zdjęć? Chcesz uwiecznić swoje ofiary zanim poćwiartujesz je tasakiem? Pamiętaj, że mam sporo świadków. Pół pubu widziało, jak z tobą wychodzę.
            Nie brzmiał zbyt wiarygodnie, umazany czerwoną szminką.
            - Wolisz, żebym nas nagrała?
            - Ty tak serio? To nagle twój telefon nie jest już rozładowany?
            - Słuchaj, potrzebuję dowodu swojej niewierności.
            - W dodatku masz chłopaka! Skąd wiedziałaś, że zajęty stalker idealnie wpasuje się w mój typ kobiety?
            - Oj, nie przesadzaj. Nie wyglądasz mi na wrażliwca. Poza tym to dużo bardziej skomplikowane. Bo on.. no wiesz… wykorzystuję ciche przyzwolenie na skok w bok.
            - Kto dał ci to przyzwolenie?
            - Ja sama – prychnęłam, jakby było to coś oczywistego. Zrujnowałam nastrój. A bez koszulki wyglądał tak dobrze. Był może trochę za chudy, ale jego mięśnie były wyraźnie zarysowane. Zwłaszcza abs. Dla takich mięśni brzucha się żyje. No i jego lewe ramię pokryte było tatuażami. Tacy jak on powinni wszędzie chodzić nago. Równo się zdekoncentrowałam. – Ej no, nie rób scen. I tak chcę z nim zerwać. Przynajmniej tak oficjalnie, bo nie do końca dotarło do niego, że to koniec. Może i nie powinnam tego robić przez smsa. Między tymi wszystkimi „lol” i „lmao” trochę trudno rozpoznać, kiedy mówię poważnie. Nie, serio, on nie przyjmuje tego do wiadomości.  
            - Chcesz z nim zerwać przed czy po wysłaniu mu tego zdjęcia?
            - Nie jestem aż taką desperatką. Nie wyślę mu go.
            - Więc co zamierzasz zrobić?
            - Ustawię je sobie na tapecie i pójdę do ubikacji, pełna nadziei, że jego zazdrosna natura nie oprze się… nie patrz tak na mnie! Kretyn zawsze szpera mi w telefonie.
            - Typ zazdrośnika, doskonale!
            Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale słowa same ugrzęzły mi w gardle. Szatyn zaczął się ubierać. Zrobiło się nieco dramatycznie.
            - Chciałam tylko zabrać najprzystojniejszego faceta z baru do domu. Niestety on odmówił, więc nie miałam większego wyboru… padło na ciebie.
            - Jak na mój gust potrzebujesz raczej terapii i rozmowy ze swoim chłopakiem.
            - Potrzebuję rozmowy, tak, spostrzegawczy jesteś. Może ty mógłbyś mnie wysłuchać?
            Na ten wieczór miałam jeden cel i rzeczywiście się obnażyłam, tylko że na tym emocjonalnym szczeblu.


***


            Odwlekałam cały ten oficjalny moment zerwania tak długo jak tylko mogłam. Kiedy koleś zrywa przez smsa, to wszystko jest jasne, ale jak dziewczyna próbuje zrobić coś podobnego, to nagle zaczyna się kwestionować jej kondycję psychiczną. Pojawia się tysiąc pytań typu: „dobrze to sobie przemyślałaś?” i wreszcie wiadomości z prośbą o konwersację twarzą w twarz.
            Jak się okazało, Kyle wybrał dosyć szykowną restaurację na odbycie tej rozmowy. Pewnie myślał, że ulegnę złudzeniu błyskawicznej zmiany w jego zachowaniu, no wiecie, że niby zaczął się starać. Mogę zachowywać się jak skończony debil, ale coś w tej głowie jednak mam. Od tego ciągłego przewracania oczami zakręciło mi się w głowie. Przepuścił mnie przodem i odsunął dla mnie krzesło, ba on nawet pomógł ściągnąć mi płaszcz, choć to ostatnie zrobiłam bardzo niechętnie. Nie ubrałam się odpowiednio. Szczerze mówiąc, żeby go zniechęcić ubrałam się trochę jak żona pastora. Gdybym tak bardzo nie przepadała za golfami, to pewnie miałabym jeden na sobie. Nie wyglądałam wystarczająco elegancko, w dodatku miałam na sobie trampki, co było już totalnym przegięciem.
Mój towarzysz za to jak zwykle wyskoczył w skórzanej kurtce i obcisłych jeansach. Czy był atrakcyjny? Owszem. Może nie odznaczał się egzotyczną urodą, ale był całkiem uroczy. Chyba poleciałam na jego włosy, do których miałam słabość. Ich długość była wprost idealna do tarmoszenia, no i oczywiście pozwalała na ułożenie nieskazitelnej fryzurki bad boya. No i te jego brązowe oczy. Wyłupiaste z lekko miodowym nalotem tuż przy źrenicach. Czy to był odpowiedni moment na rozpływanie się nad jego wizualnymi walorami? Pewnie nie.
Dosyć szybko Kyle wypatrzył na drugim końcu sali swoją siostrę. Świetnie. Teraz musiałam z nim zerwać przy świadkach, bo naturalnie wpadł na genialny pomysł, żeby się do niej dosiąść. Jej tajemniczy partner podobno przebywał właśnie w toalecie. Myślałam, że osiągnęłam szczyt skrępowania, ale dopiero, kiedy zauważyłam znajomą, trójkątną mordę zbliżającego się do naszego stolika typa, zrozumiałam, że to jeszcze nie koniec złych wrażeń.
            Od razu złapałam Conora za ramię i poprosiłam go na słówko. Odeszliśmy zaledwie kilka metrów dalej, więc nadal mieliśmy dobry widok na nasz stolik, ale jako że odległość między mną a moim eks była niewielka, musieliśmy mówić półszeptem.
            - To jest twój były?
            Głośno westchnęłam, patrząc w sufit. Nie wiedziałam co zrobić, ani którędy uciekać. Po serii siarczystych przekleństw, spojrzałam na niego błagalnie, przygryzając dolną wargę.
            - On nie może się o niczym dowiedzieć.
            Szatyn przytaknął. Miałam lekki atak paniki, więc oburącz złapałam się za brzuch, próbując uspokoić oddech.
            - Ustawiłaś w końcu tę tapetę? – podrapał się po głowie, uważnie mi się przyglądając. Przez chwilę przecząco kręciłam głową, ale ostatecznie pokornie przytaknęłam. – Wydaje mi się, że wszystko poszło zgodnie z planem.
            Niechętnie się obróciłam, jak się okazało tylko po to, żeby zobaczyć jak mój chłopak odstawia znajomą komórkę i zaczyna się do nas zbliżać z prędkością światła.
            - Jaki do cholery jasnej jest twój problem? – Kyle wtargnął pomiędzy mnie i mojego rozmówcę, a ja nie śmiałam się mu sprzeciwić, kiedy zasugerował, żebym się odsunęła. – Najpierw pieprzyłeś się z moją dziewczyną, a teraz robisz to z moją siostrą?
            - Sandra to twoja siostra?
            To ostatnie zdanie, jakie padło z ust Conora zanim zgiął się w pół, zasłaniając twarz dłonią. Sama nie wiem kiedy padł ten prawy sierpowy. To działo się tak szybko, a jednocześnie w zwolnionym tempie, dokładnie jak na filmach akcji. Za ten mały akt przemocy Kyle został wyproszony z restauracji, a siostra wyszła razem z nim, więc chcąc nie chcąc na placu boju zostałam sama z ofiarą. Dwa kroki w przód, trzy do tyłu, obrót, obgryzanie paznokci – nie bardzo wiedziałam jak zabrać się za reanimację, z powodu anginy przegapiłam zresztą kurs pierwszej pomocy dobrych kilka lat wstecz. Prawdę powiedziawszy bałam się również, że zachlapie mi trampki albo jasne spodnie. Żarty o wpadce z okresem nie miałyby wtedy końca. Krzepiąco poklepałam go po ramieniu, a ten spojrzał na mnie trochę tak, jakby obwiniał mnie za wszelkie niepowodzenia życiowe. Dosłownie kipiał irytacją. Dostrzegłam, że nieznacznie pulsowały mu skronie jak u konia wyścigowego. To, że był sfrustrowany nie podlegało dyskusji, ale mały włos dzielił go od wpadnięcia w furię, a to oznaczało, że musiałam coś zrobić, żeby nie daj Boże nie wyżył się na mnie.
            - Niezręczna sytuacja.
            - Myślisz? – prychnął chłopak, powoli się prostując. Podałam mu serwetkę. Miałam szczerą nadzieję, że kiedy odsłoni w końcu twarz, to jej widok nie przyprawi mnie o mdłości. Nie było tak źle. Głównie dlatego, że takie rzeczy ani trochę nie napawały mnie obrzydzeniem. Nieźle oberwał. Mimowolnie się skrzywiłam, ale jakimś cudem zmusiłam się do humanitarnego gestu otarcia strużek krwi, zatrzymujących się na jego górnej wardze.
            - Przynajmniej był zazdrosny.
            - Wiedziałem, że przyniesiesz mi kłopoty. Obiecaj, że będziesz się trzymać ode mnie z daleka.
            - Obiecuję.
            Ze spuszczonym łbem, niczym skarcone szczenię opuściłam lokal. Miałam nadzieję, że po całym tym zamieszaniu nie dojdzie do żadnej poważnej rozmowy, w końcu takową wypadałoby przeprowadzić na spokojnie i bez świadków. Najwyraźniej Kyle nie podzielał mojego zdania, bo gdy tylko wdepnęłam w kałużę, a bezlitosny wiatr zaczął targać moimi włosami na wszystkie strony, ten zablokował mi drogę ucieczki. Osaczył mnie tą swoją męską posturą, parującym z niego testosteronem, intensywnym zapachem perfum, które kupiłam mu na urodziny i pełnym wyrzutu spojrzeniem.
            - Masz mi coś do powiedzenia, Emmo? – wycedził, rozglądając się na wszystkie strony. Chyba uderzyłam w jego ego. Nie chciał, żeby ludzie wiedzieli, że to ja z nim zerwałam. Nie zostawia się kogoś takiego jak on, zwłaszcza, kiedy jest się kimś takim jak ja. – Zawsze kończymy razem, zawsze.
            - Ile razy mam ci powtarzać, że to koniec?
            - Może lepiej zacznij od uzasadnienia.
            - Tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. Nie zasługuję na ciebie. Potrzebuję trochę przestrzeni.
            - A coś mniej oklepanego?
            - Nie obracaj tego przeciwko mnie – westchnęłam ciężko, chowając ręce do kieszeni. Niemiłosiernie drżały mi dłonie. Ogólnie miałam chyba stan przedzawałowy, ale nieważne. Postanowiłam zachować kamienną twarz. – To nie moja wina. Wiem o tym ja, wiesz o tym ty, wie o tym twój najlepszy przyjaciel i w końcu wie o tym laska poznana w klubie jakieś dwa tygodnie temu. Mam wrażenie, że wiedzą o tym wszyscy, tylko ja jak zwykle dowiedziałam się jako ostatnia. Moja rada dla ciebie: uważniej dobieraj znajomych.
            Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że nie byłam zła, przygnębiona, czy załamana. Czułam ulgę porównywalną do tej, którą przypuszczalnie odczuwałaby osoba opętana po finalnym egzorcyzmie. Pozbyłam się swojego demona, chciałoby się rzec: demona seksu. Byłam wolna, tylko że nie do końca wiedziałam co miałabym z tą wolnością zrobić.
            - Słuchaj, skrzywdzenie cię nigdy nie wchodziło w grę, dobra? Byłem kompletnie pijany. Ty za to zrobiłaś to z premedytacją, poniekąd jestem to w stanie zrozumieć - byłaś wściekła, nie myślałaś trzeźwo. Jesteśmy kwita. Domyślam się, że potrzebujesz czasu, ale nie skreślaj mnie definitywnie. Kocham cię.
            Kulminacyjny moment. Coś jakbym pozwoliła demonowi wrócić. Ludzie umierają podczas egzorcyzmów. To rzeczywiście wykańcza.
            Rozpadałam się całkowicie, kiedy wypowiadał te słowa. Nie wiem co było ze mną nie tak. Pod fasadą zimnej suki byłam w gruncie rzeczy nieśmiałą sierotą, której wydawało się, że na niego nie zasługuje. I nagle to ja byłam tą winną. Wyrzuty sumienia przybrały imię Conora. Prawie to zrobiłam.
            Rutger miał racje. Powinnam z nim zamieszkać w tej zapyziałej norze gdzieś we wschodnich Niemczech.


***


Patrzyłam pod nogi, słuchając Oasis i katując się pesymistycznymi wizjami i dosłownie w ostatniej chwili dostrzegłam mijającego mnie znajomego.
            - Kieran? – pisnęłam niepewnie, mierząc go z góry na dół. Twarz się zgadzała, postura się zgadzała, przynajmniej w teorii, bo nie widziałam go już od dłuższego czasu, niech mnie gęś kopnie, nawet jego fryzura była prawie identyczna, zresztą nie mogłam się pomylić. Jego wygląd był dosyć specyficzny z tą jego niedorzecznie równiuteńką linią włosów, uśmiechem na pół twarzy i ciemnym kolorem skóry, którego jako osoba o karnacji kartki papieru (dobra, może trochę przesadzam), zawsze mu zazdrościłam.
            - A ty jesteś… - spojrzał na mnie jak na psychofana, po czym z brwiami uniesionymi maksymalnie ku górze, dokonał wstępnych oględzin mojej osoby.
            - Emma? - podsunęłam mu, świadoma tego, że minęło ładnych kilka lat od naszego ostatniego spotkania, aczkolwiek nieco obrażona, bo przecież nie mógł o mnie tak po prostu zapomnieć. Najgorsze było to, że samo imię niewiele mu mówiło. Dalej patrzył na mnie jak na małpę w ZOO. – Emma od Ryana. W sensie jego siostra. Nic ci to nie mówi? Emma Reed. Teraz świta?
            - Wow – jęknął cicho, uważnie wertując mnie wzrokiem. – Wow – powtórzył, kręcąc głową z niedowierzaniem. – To oficjalne. Nie masz już dwunastu lat.
            - Gdy widzieliśmy się po raz ostatni, miałam jakieś siedemnaście lat.
            - Być może, ale Jezu, ty…
            - Ewoluowałam.
            - Właśnie. Zawsze byłaś po prostu małą siostrzyczką Ryana, a teraz… - zaśmiał się, zakrywając usta dłonią. I znowu to świdrujące spojrzenie. – Może skoczymy na kawę?
            Zaproszenie na kawę z pewnością potwierdziło tezę, że się postarzałam. W pewnym sensie mi to imponowało. Poczułam się taka dorosła, choć w głowie jak wiadomo nadal miałam jedno wielkie pstro. Nie przywykłam jeszcze do rozrywek osób dorosłych. Potajemnie oglądałam filmy Disneya i przekonywałam samą siebie, że w jakiś sposób zatrzymam okrutny czas i nigdy nie przekroczę magicznego progu trzydziestki. Kiedy Gibbs stwierdził, że ma ochotę na espresso i zapytał czy zamówić dwa razy to samo, bez zawahania przytaknęłam. Do odważnych świat należy, no nie? Po raz pierwszy w życiu piłam normalną kawę, bez kitu. Wcześniej jeśli już mi się to zdarzało, to dolewałam do niej taką ilość mleka, że w smaku ani trochę nie przypominała tego, co w kawiarni ledwo przechodziło mi  przez gardło, a co Kieran wlewał w siebie, ku memu zdziwieniu nawet się nie krzywiąc. Chyba wolałam kawę zbożową.
            Moja pierwsza porządna kawa w życiu i trafiło na aromatyczne, pełne smaku i cholernie gorzkie espresso, bo przecież cukier, który stał przy kasie był dla słabeuszy. Tak naprawdę nawet go nie zauważyłam, ale nieważne. Czułam się taka dorosła, taka pobudzona. Jak nigdy. Chyba zaczęłam pojmować fenomen picia kawy o poranku. Mleko najwyraźniej tłamsiło jej potencjał.
            Rozentuzjazmowanie, jakie towarzyszyło mojej pierwszej w życiu degustacji espresso skłoniło mnie do refleksji. Może jednak nie zmieniłam się tak bardzo.
            - Nadal masz taki okropny gust muzyczny? – zagaiłam, ciurkiem wypijając resztę gorącego napoju. Serio dawał niezłego kopa. Byłam pod wrażeniem. Po raz pierwszy w moim dwudziestoletnim życiu czułam się naprawdę obudzona. Kofeina zdołała nawet obudzić stare wspomnienia.
            - Zabawne, że poruszyłaś ten temat, bo nadal dokładnie pamiętam twój wykon „Schrei” z repertuaru Tokio Hotel – uśmiechnął się szeroko, napawając się widokiem mojej porażająco purpurowej twarzy.
            - Myślałam, że nikogo nie było wtedy w domu – ukryłam twarz w dłoniach, układając usta w podkówkę. – Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? W pewnym sensie… całkowicie się w tobie podkochiwałam i nie mam pojęcia dlaczego ci o tym mówię, proszę, zmień temat zanim doszczętnie się pogrążę. To miał być sekret.
            Jedno z niewielu naszych wspólnych wspomnień i od razu takie upokorzenie. Tego typu wpadki z przeszłości spędzają mi sen z powiek i jak na złość przypominam sobie o nich o trzeciej nad ranem, po czym leżąc w pozycji embrionalnej muszę przekonywać samą siebie, że „to nic takiego”. Nie chodzi już nawet o to, że się wciąż się przejmuję, ale jak już zaczynam myśleć o tych sprawach, to mój biedny, znerwicowany organizm zaczyna odtwarzać ówczesne emocje wraz z mechanizmem wypierania i uczuciem dyskomfortu w żołądku.
            - Spotykasz się z kimś?
            - Nie. Nie wiem. Może. Tak jakby. W pewnym sensie – wydukałam, kompletnie zbita z tropu. Jego ciekawość była dosyć podejrzana. Nie bardzo wiedziałam co o tym myśleć, ani tym bardziej jak odpowiedzieć na pytanie, które w ogóle nie powinno paść z jego ust.
            - To Ryan jeszcze nie skręcił temu typowi karku? Dziwne – prychnął, zerkając na zegarek. – Kurczę, trochę się zasiedziałem, ale naprawdę dobrze cię widzieć.
            Zastanawiałam się, czy poszedł sobie tak szybko, bo rzeczywiście się spieszył, czy może niepotrzebnie poruszyłam tak durny temat już na pierwszym spotkaniu. Z drugiej strony zostawienie mnie tam na pastwę losu zaraz po tym jak poniekąd przyznałam, że się z kimś widuję również nie było szczytem taktownego zachowania. Dlaczego w ogóle to powiedziałam? Czyżbym podświadomie znowu odgrywała scenkę rzekomej niedostępności? Taką ewentualność jakoś bym zniosła. Gorzej jeśli w najdalszych zakamarkach mojego popieprzonego umysłu rozważałam możliwość powrotu do Kyle’a. To oznaczałoby, że byłam na skraju załamania nerwowego. Coś jakbym przechodziła kryzys wieku średniego, dużo za wcześnie co prawda, ale historia zna nie takie przypadki jak mniemam.


____________________________________________



Jestem złą kobietą, ale mam nadzieję, że się podoba (chociaż troszkę??).

Naturalnie nic nie jest takim jakim się wydaje, będę regularnie mieszać i kombinować, no i oczywiście nie myślcie sobie, że po pierwszym rozdziale wiecie już jak to się skończy, albo przynajmniej „znacie ten schemat”, bo możecie się grubo rozczarować, znając mnie :3 /KAROLLA WIE O CZYM MÓWIĘ LMAO/ 

Na pewno Emma troszeczkę przypomina Claire, ale to dlatego, że mam skłonność do przekazywania bohaterkom moich pewnych cech. Postaram się jednak, żeby jej wpadki były bardziej spektakularne, riposty bardziej cięte, a żarty bardziej niesmaczne. 

11 komentarzy:

  1. AAAAAA
    MOJA MIŁOŚĆ DO CHEMII
    JUŻ MIŁOŚĆ DO TEGO MALEŃSTWA
    zabieram się za to cudeńko, fajne, bo wydaje się całkiem przyjemnie długiee! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kyle! No koleś ma na imię Kyle, a ja go nie lubię!!!!! Ale to życie zaskakujące bywa.
      Conor jest przystojny, seksowny, chciał uprawiać z nią dziki seks i go lubię.
      A koleś od kawy (Kieran?) jest średniawka, nawet jesli lubię te wszystkie słodkie historie w stylu: "STO LAT CIĘ NIE WIDZIAŁEM, KRĘCISZ MNIE TERAZ, A BBYŁAS TAKA MAŁA I SŁODKA" no wiesz, słodko na maksa.
      No.
      Emma przypomina Claire i chyba nawet przypomina trochę Lucy, ale jest bardziej dorosła, popieprzona, więcej myśli, ma większe branie i uprawia seks.
      Fajnie, podoba mi sie to.
      Aaaa
      i wiesz
      jak znowu z mojej miłości tego opowiadania zrobisz dupka to będę zła
      hihi
      no to czekam na następny!
      Buziak :*

      Usuń
    2. Dude, 4 razy zmieniałam mu imię i w końcu stwierdziłam, że będzie jak Kyle Simmons. Wcześniej miał być Alex, Matt (mam coś do tego imienia, kurka zawsze muszę gdzieś wpleść Matty'ego) i nie pamiętam co tam jeszcze.
      Wygoogluj sobie Conora Hendersona i Kierana Gibbsa. Będziesz wiedzieć o czym mówię.
      Słodko na maksa, dlatego tak ciężko mi się to pisało (wiesz jak kocham te wszystkie szablonowe historyjki :')))) aczkolwiek fragment jest inspirowany true story także wiesz, nie burz się od razu. I jeśli myślisz... MYLISZ SIĘ co do nich.
      A co, Conor to Twoja miłość?

      Usuń
    3. Chyba jeszcze nie wybrałam obiektu westchnień, Jack wciąż jest w moim sercu.
      hahahahaha
      dobra serio jak psychopatka haha
      a Conor... rzuciłabym się na niego, hihi

      No wiem, słodkości to... słodkości, ja dlatego mam problem z napisaniem rozdziału bo przecież ma być słodko i słodko i słodko...
      ja nic nie obstawiam (jeszcze) więc na razie sie nie mylę, uff hahahaha

      Usuń
    4. Iii masz ostro pochrzanione godziny, to dezorientujące : o

      Usuń
    5. Mimo wszystko sugerowałaś, że Kieran leci na Emmę xD
      Ehh w ogóle tych pierwszych kilka rozdziałów, kiedy musisz takie podstawy opisywać jest najgorsze. Chcę już być na 10 chociaż.

      Usuń
  2. Emma jak najbardziej przypomina Claire, ale to nic złego. Uwielbiam twoje bohaterki, ich rozmowy ze samą sobą i w ogóle ich jakby to nazwać... niezdarność? :>
    Emma skradła moje serce od początku, robiąc zdjęcia Conorowi. Ale co jej się dziwić, przecież Conor to ciacho jakich mało :>
    '' - Jaki do cholery jasnej jest twój problem? (...) Najpierw pieprzyłeś się z moją dziewczyną, a teraz robisz to z moją siostrą?'' BIEDNY CONOR, OD POCZĄTKU PROBLEMY XD
    Na marginesie, interesuje mnie wątek, o ile to w ogóle jest wątek Rutgiera. Taki kumpel z Niemiec to może być niezła przygoda xd
    Z drugiej strony jest Kieran. (btw. to Kieran będzie tym dobrym i uroczym, co?). Młodzieńcza miłość? Jeju na prawdę wspaniale się zapowiada :> Nie mogę się doczekać następnego rozdziału, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę skomentować każdy rozdział po kolei, bo Word nie chce mi się otworzyć, a znając blogspota, zaraz coś wykombinuje i wszystko zniknie. Nigdy nie potrafiłam pisać komentarzy, za co już na wstępie przepraszam.
    Emma jest intensywna, takie pierwsze skojarzenie. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Taka petarda - odpalasz i nie wiesz, gdzie poleci. W jej przypadku nigdy nie wiadomo, co wykombinuje albo w jakie tarapaty się wpakuje. Lubię pisać o szarych myszkach, ale czytać o takich właśnie lekko niezrównoważonych, więc już mi się podoba. Na temat panów jeszcze się nie wypowiadam, idę dalej, ale Kyle'a nie lubię. Tylko jeszcze nie wiem dlaczego. Dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako typowa szara myszka właśnie postanowiłam sobie, że Emma trochę na przekór musi zyskać na przebojowości. Jest psychiczna, nie bójmy się użyć tego słowa.
      A Twoje komentarze są bardzo budujące i czytam je z uśmiechem na twarzy.

      Usuń
  4. Boże to jest świetne. To jest genialne. Strasznie zabawne. Nie mogłam oderwać oczu od tekstu. Takie lekkie i przyjemne.
    Już lubię Emmę. Świetnie ją wykreowałaś. Jej dialogi, przemyślenia, sposób bycia - po prostu cudo. Conor - już go lubię, Kierana nawet. Wykonałaś niezłą robotę. Naprawdę bardzo dobrze ich wykreowałaś, każdego bohatera, to jest kolejny powód dlaczego twojego opowiadania się nie czyta, a wręcz pochłania. :)
    Scena z robienie zdjęć - świetna, w zasadzie jak cały rozdział. Nie ma tutaj niczego, co nie spodobałoby mi się. Po prostu nic dodać nic ująć. Masz ogromny talent. Chyba przez cały dzień po głowie będzie mi chodzić twoje opowiadanie. Jeszcze dziś mam zamiar przeczytać kilka następnych rozdziałów, aby być na bieżąco i obserwuję.
    To jest tak dobre, że brakuje mi odpowiedniego określenia.
    Życzę dużo weny :)
    Pozdrawiam:)
    Zapraszam do siebie: http://ourangelsalwaysfall.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń